Mieliśmy kwit, ale w nam huragany Bez róży wiatrów ciężko byłoby ruszyć z miejsca Wychowywany w domu rozbitym jak fura Nauczyłem się tam, że jest najważniejsza Poglądem odchodzę od tego, co Dla sporo akcji na lewo w rynek Przyzwyczaiłem się, że co godzinę dzwonić Że jak nie nawinę, no to ktoś tu mi pomysł Paru ludzi przez to nie ma, jest przestrzeni Nawet Archimedes wtedy by nas nie Bujałem wśród marzycieli, większość nadal ze mną Każdy w trybie przelicz, z gorszą miesięczną Od dobra mina do złej gry jak Joker Albo z tych bardziej socjalnych To sny z boiska, postałem z rok pod blokiem Ale stworzyłem po to, by je urealnić Nigdy żadnego tu, a jak Schizoidzi Chcesz to płyń, dla mnie to jak mania Pewnie bym kochał to, gdybym nie nienawidził Straciłem przez to ziomka, szkoda mi zdrowia i Zimny Cristal w ciepłym domu, to freestyle Perły, chyba odszukasz na dnie czuję się jak racjonalista Mogący mieć wszystko, czego zapragnie (He-He-He)
Bezsens, każdy nosi swe ciernie Nie reaguję na krzyk, wstyd mi nie za to, kim jestem Jesteś z - na nic ci strach, jak panicz bawić się czas Schowaj rady - ich nadto, nie dla słabych kraina ta
Mam całe spakowane w jeden plik To ma biegun, za trudny rebus jak śmiech przez łzy Za dużo dobrych chęci, to przechodzę przez piekło Wymażę z pamięci, walczył o rolę w "Memento" To, gdzie jestem, nadal robi mi z destroy Jestem konfliktowy, jak się pogodzić z Że wspomnienie, wszystko, co spiszę I tak zniknie z wizji jak z Ibiszem? Dlatego pod prąd jak Gunjack I tak, póki nie wezmą mnie do Unplugged Życie jak żart, emocje są prawie Idąc w stronę morza, czuję się jak Javier Bardem Jestem na wpół od dziecka I tylko słucham, jak szklane domy się o twarde serca Ślepo wierząc w to, że ma dla mnie barwę szczęścia Ślepo wierząc? ma dla mnie barwę szczęścia Mam rozkminę niż to, co nawinę Wokół tyle zła, że nawet nie chce mi się moczyć tych soczewek w Skurwysynie, miałem je długo przed Dziś noszę w sobie tylko winę, winę zżera pustka, nie nabieram wody w usta Jestem MC, akronimem od Mea Nie zgadniesz... I będę się śmiał dopóki nie (He-He-He)
Nie wmówisz mi, że jest przytomnie zapomnieć Istota życia jest niemodna jak obłoki to huśtawka ludzkiego zamętu I bujam w nich tylko jak dziecko na szkolnym z rejonów, które nie chciały go rejestrować Dziś szumią szumowiny, że nie mam tam u konta Co czas pakuję sobie własny prezent Że jak w przyszłości podaruję będzie perfect Chcę sobie znaleźć swoje radio na doznań By hero w kardio to bohater, a nie Philip Lubię rzeczy, używki jak Quad Damage Chwilowo świecę, mam rakietę, nie do celi Umie mnie szczerze, mentalne więzienie W se trzymam tę łyżeczkę, te mury wielkie Wcześniej nie chciałem więcej, pragnienie przychodzi z Bo z happy birthday czaję, że się już nie zrespię Miałem kiedyś 4 coś, ale nie siadło Stoję na baczność, a nie się ogarnąć Odjebałem przez to, że zieloną kartę Dostanę jak arbiter jebnie w murawę To ja, chudy, złoty, blady skurwiel Wchodzę wam na rządy jak pod z Underwoodem Och, tak mi się lasuje, nie wyżej mierzyć Nagrywam dziś ostatni feat, na którym mi Czarne ciuchy, wersy, dla ciebie to jet lag Elementarnie kurwa, czekam na zalążki stage A jutro pewnie skopie mnie jak Macedonia Muszę ich przebić sam, nie zrobi kardiogram